top of page

Below the radar

Dzisiejszy wpis jest sponsorowany przez przemieszczanie się. Będzie o radarach i rozkładzie jazdy.

Żartowałam, będzie o metaforycznych radarach i niedosłownym rozkładzie jazdy.


Co do radarów, to tym razem nic o gejuszkowaniu, a o spektrum autyzmu i adhd. Oraz o samoregulacji.


Radar w kształcie odwróconego sitka skierowany w rozgwieżdżone niebo.
Nie mogłam znaleźć radaru policyjnego na Unsplash, więc mamy radar kosmiczny. Zasadniczo, też pasuje.

Środa jako punkt odniesienia


Dzisiaj jest środa, a ja od trzech dni z wysiłkiem próbuję wprowadzić w swoim życiu nowe rutyny. O tym jakie i dlaczego takie będzie musiał powstać kolejny wpis.


..

Gdy byłam dzieckiem, środy zawsze były dla mnie ważnym dniem w kalendarzu. Dopiero ostatnio zaczynam rozumieć i doceniać jak mądrą rzecz zrobiła moja Mama, zapisując mnie na wachlarz zajęć dodatkowych po szkole.


Od poniedziałku do piątku miałam popołudniami (w skali tygodnia):

  • 2x 1,5h zajęcia z angielskiego

  • 1x 3h zajęcia plastyczne

  • basen 45min

  • SKS (piłka ręczna lub koszykówka) - 1,5h


Oprócz tego chodziłam do klasy sportowej w szkole sportowej (wiem wiem, szok), w lekkoatletyce byłam jedną z wolniejszych, za to nadganiałam w sportach drużynowych. Codziennie mieliśmy 1 lub 2 godziny lekcyjne WFu.


Taki pakiet zajęć już dla przeciętnego neurotypowego dzieciaka byłby uber rozwojowy. Śmiem twierdzić, że niektóre dzieci mogłyby się czuć przemęczone, mając - oprócz odrabiania zajęć po szkole, lub przygotowywania się do konkursów szkolnych jak w moim przypadku - codziennie wyjęte od 1,5h do nawet 4h (z dojazdami).


Szkoła, szczęśliwie, też była dość uregulowana, tj. do końca podstawówki zajęcia lekcyjne zaczynaliśmy o 7.30 lub 8.20, kończąc przeważnie o 13.30 (+/- 1h).


Pozalekcyjną plastykę najczęściej miałam właśnie we środy. Były to jedyne z zajęć, gdzie był czas na rozmowę z dorosłym, który słuchał. Zaczęłam chodzić na te zajęcia gdy miałam bodaj 7 lat, skończyłam w wieku 15. Teraz myślę sobie, że dzięki tym rozmowom i kontaktowi z mocami kreatywnymi było to coś w rodzaju arteterapii dla mnie.



Zaburzenia funkcji wykonawczych


W późniejszych latach malowaliśmy martwe natury, ale też portrety, abstrakcje czy sceny tematyczne. Nigdy nie kończyłam tych prac, niezależnie od techniki.


Nie pamiętam co mnie rozpraszało. Teraz wiem*, że było to związane z zaburzeniem funkcji wykonawczych, typowym dla spektrum autyzmu. Wyróżnia się cztery przejawy takich zaburzeń:

  • Problemy z koncentracją uwagi.

  • Problemy z hamowaniem reakcji i kontrolą impulsów.

  • Problemy z planowaniem i organizacją, z zarządzaniem czasem i ustaleniem priorytetów.

  • Problemy ze stosowaniem nowych strategii


W rezultacie, ciągle odchodziłam od sztalugi, zagadywałam innych, patrzyłam jak pracują, oglądałam albumy ze sztuką, wychodziłam na balkon, dumałam, dumałam, dumałam - a czas płynął i w końcu trzeba było posprzątać i iść do domu.


Problemy takie jak niekończenie zadań bądź łatwość rozpraszania tłumaczyłam sobie zawsze niezdiagnozowanym ADHD. Zaczynam brać pod uwagę, że Mama ma rację mówiąc "na pewno nie masz adhd" :D, zważywszy że moje trudności są możliwe do wyjasnienia z perspektywy ASD (spektrum autyzmu). Podobnie z zachowaniami takimi jak wchodzenie w role "wodzireja" czy "kierownika" oraz ogólnookreślane "bycie niegrzecznym" - ale o tym w przyszłych wpisach.


OT (offtop): od jakiegoś czasu obserwuję też przemęczenie/ przebodźcowanie/ chęć ograniczania kontaktu z osobami które przejawiają zachowania podpadające pod ADHD. Przestałam więc podejrzewać, że mogę mieć to zaburzenie.



Umysł ścisły, nieścisły?


Mimo swojej pasji do sztuki podskórnie czułam, że dalsza edukacja w tym kierunku jest nie dla mnie. Myślałam: "Muszę zdobyć więcej doświadczenia życiowego i wiedzy o świecie, aby móc tworzyć rzeczy ważne".

Miałam w tym rację, ale nie był to kompletny obraz moich ograniczeń.


Jedynymi obszarami, w których odznaczałam się stałym progresem, były te, w których należało trzymać się stałych reguł aby dotrzeć do końca: angielski, gramatyka, ortografia, a przede wszystkim: MATMA 💚❤️💜💛🧡. Był nawet taki okres, w którym uchodzilam w domu i na korytarzach szkolnych, za młodego geniusza matematycznego.


W gimnazjum zaczęła mi doskwierać ta multidyscyplinarność i bycie zarówno umysłem ścisłym jak i humanistycznym. Ach, gdyby wtedy funkcjonował już skrót STEAM (eng. "science technology engineering arts math")...


Byłam wtedy nawet u doradcy zawodowego. "Taka natura", oraz "właściwie to we wszystkim sobie poradzisz". Ja nie chciałam sobie PORADZIĆ, ja chciałam znaleźć unikatową kombinację zajawek i aktywności, aby dać upust równie unikatowej budowie mojego mózgu.

TALENTY, they said w kościele, nie winny się marnować.


Miałam wrażenie, że ów specjalista wiedział o potencjale ludzkim mniej ode mnie, i postanowiłam samodzielnie wyrzeźbić swoją ścieżkę. Miałam w końcu po temu wszelkie narzędzia - jak mi się wtedy wydawało...


Może i miałam, ale nie umiałam - a dziś widzę, że dotąd w pełni nie potrafię - z nich efektywnie korzystać. Z tym więc jako Królik wchodzę w Rok Królika, z tym będę zaczynać kolejny rok życia.



Zdrowe rutyny


Kończąc temat, wszystkie te zajęcia dodatkowe nie tylko w praktyczny sposób utylizowały moje talenta, lecz przede wszystkim pozwalały na regularne bycie w stanie względnej równowagi wewnętrznej.


  1. Miałam dużo ruchu, co balansowało ośrodkowy układ nerwowy i było swoistym neurotreningiem dla mózgu.

  2. Uczyłam się dużo matmy i angielskiego, co zaspokajało potrzeby analizy i ciągłej operacyjności, przekminy (szczególnie matma <3).

  3. Miałam stałą przestrzeń twórczą, gdzie mogłam oddać się marzeniom, wizualizować je i jeszcze na bieżąco omawiać te koncepcje i wizje z doświadczonym, mądrym dorosłym.

Wszystko to tydzień w tydzień przez kluczowe dla mojego rozwoju lata. Dziękuję wszystkim, którzy się do tego przyczynili! :)


Potrzeby układu nerwowego były zaspokojone, lecz do studiów doskwierało mi poczucie braku połączenia między głównymi silnikami mojego mózgu - analityce oraz kreatywności. Po latach świadomego wysiłku, dzięki uwzględnieniu obu obszarów w procesie projektowym, udało mi się skleić obie półkule i od kilku lat widzę nareszcie obszar twórczy, który należy do mnie. Między nami mówiąc, nadal jest skurwysyńsko byczy, ale jego peryferia wyznaczają mi jako tako jego granice.


Jednocześnie, nadal cholernie brak mi funkcji wykonawczych, które pozwoliłyby nadawać tym wysiłkom finalne postaci.



Rozkład jazdy


We własnych projektach zawsze do pary potrzebowałam drugiej osoby, aby w momentach rozproszenia pełniła dla mnie funkcje przypominajki, zobowiązania. Porządkując dziś dysk natknęłam na notatki z lat 2013-14 - Śledziu, szanuję Twój team spirit w tamtych czasach, szkoda że nie wiedziałam tego co wiem obecnie :D


Nie mogło to być jednak wystarczające, skoro nie znałam mechanizmów rządzących moją aktywnością, pobudzeniem, i sposobów ich regulacji. Ba, nie byłam zapotrzebowania na nie zbytnio świadoma. "Taka natura", myślałam.


Stąd, od kilku dni poddaję ten obszar intensywnej analizie, czego rezultatem jest wprowadzanie rutyn. Zwykle nie miały dla mnie większego uroku, stojąc w wyobrażonej kontrze do kreatywnego flow, które przecież jest najrozwojowsze (cyt. stara ja).


To też nie wystarczy, lecz dziś, gdy moja wyobraźnia przesycona jest połączeniami, które nigdy nie dojeżdżają na peron stacji docelowej, wiem, że bez rozkładu jazdy ta podróż nie posunie się ani o krok dalej.


Aho! 🚇


*Nie posiadam jeszcze formalnej diagnozy, ponieważ jak przystało na osobę mająca trudności z funkcjami wykonawczymi nie potrafię podjąć finalnej decyzji co do wyboru specjalisty/ placówki XD

249 views0 comments
bottom of page