top of page

Minimalizm


Jeśli zostanę minimalistką, to z nienawiści do przekładania rzeczy i chodzenia utworzonymi z nich korytarzami.


Przełóż. Przesuń. Przepakuj. Zastanów się do którego wora. Do którego pudła. Czy zabezpieczyć. Czym zabezpieczyć. O Jezu, jeszcze ta szuflada. Ja to jeszcze posiadam? Małe, może się zgubić. O, tu w tej kieszonce plecaka będą drobiazgi.


Fuck, nie uniosę tego sama. Nie, może jednak uniosę, jestem strongnonbinaryperson, dźwigam, dźwigam, w sumie sam workout spoko, ciekawe czy ktoś podziwia moje mięśnie z okien kuchennych MIESZKANIA Z KTÓREGO SIĘ NIE PRZEPROWADZA, gdy tacham kolejną pakę do samochodu.


W sumie proponowali pomoc, jakoś z czasem się nie zgrało, chyba w takich kwestiach jestem samosia. No dobra, jak masz czas i możesz to chętnie, przeniesiemy to i owo. I jeszcze to. I to. W ogóle posiedź i popatrz jak się pakuję, będzie mi raźniej w tym świecie rzeczy od których najchętniej bym uciekła.


Rozerwana pomiędzy dwoma światami: posiadania i nieposiadania rzeczy. Mimo silnej niechęci do zbieractwa wciąż nimi obrastam. Niby nie kupuję wiele, przez lata nosiłam tylko ciuchy z second handu/wymianek, ale teraz widzę że to nie rozwiązuje w pełni problemu, bo nowe nadal są produkowane. Nowe najczęściej kupują mi bliscy, nie mogąc znieść przetartych łokci i skarpet, a ja przede wszystkim ograniczam się do kupowania nowych butów i spodni, bo te zajeżdżam najszybciej.


Najbardziej irytują takie po prostu "rzeczy". Breloczki, notesy, szyszki, rzadko używane klucze, opaski odblaskowe, pudełeczka, torebeczki, i dziesiątki karteluszek z notatkami, które może jeszcze kiedyś będą miały sens.


O tyle dobrego, że łazienka to była tylko jedna bardzo duża torba. Prawie minimum, które zresztą ostatnio nieco spasło, bo ryj się zaczął sypać i trzeba łatać pęknięcia, a Tołpa miała promkę. Irygator. Tarka do pięt - mimo regularnego użycia nigdy nie będą jak z telewizji, jestem już tego pewna. Tym niemniej, moją kolekcję produktów i narzędzi tzw. higieny osobistej powinnam brać za wzór dla pozostałych obszarów posiadania. Podstawa plus drobne fanaberie.


Chyba pierwsze co zrobię po przeprowadzce to wywalę 30% tego co posiadam. Naprawdę, mam tego prywatnego posagu serdecznie dość. Oddam, sprzedam, i wprowadzę bardzo jasne kryteria dawania rzeczom drugiego życia. Jeśli przez rok o tym nie myślałam i nie miałem czasu tym zająć, to do widzenia, żegnaj baj.


Jeszcze za słabo mi idzie pozbywanie się. Mam skłonności do przyciągania i Joe Vitale mógłby mnie w tym względzie wskazywać za wzór. Niestety często niepostrzeżenie sytuacja obfitości staje się sytuacją przesytu. Zdecydowanie relacja z nadmiarem rzeczy to nie jest rodzaj energii, który chciałabym podtrzymywać.


Najbardziej boli mnie jednak, że jeśli ja się nimi nie zajmę, to wylądują na śmietniku ludzkości. Ten śmietnik ludzkości jest dla mnie przeogromnym ciężarem.

Mam na myśli wszystko, od opakowań plastikowych po zaprogramowaną na psucie elektronikę. Jest mi za nasze (ludzkie) nierozważne kreowanie cholernie wstyd, czuję się współodpowiedzialna. Nie ma chyba dnia, żebym nie zastanawiała się co można zrobić lepiej.


Ktoś ostatnio podrzucił, że najlepiej żeby się udało ze wszystkich śmieci robić energię. To prawda, byłoby ideolo (ale też "zbyt prosto" i nikt niczego by się nie nauczył).


Tymczasem życzyłabym sobie wprowadzenia miliona regulacji dotyczących produkcji opakowań, przedmiotów użytku codziennego, a następnie ich utylizacji. Gospodarka obiegu surowców i odpadów to jest top 3-5 spraw którymi się powinniśmy obecnie w skali globalnej zajmować. Docelowo: 100% cyrkularności i uberwysokie kary za nieuwzględnienie elementu utylizacji w procesie projektowym przedmiotów. Wejście w posiadanie przedmiotu powinno być rodzajem umowy, w której producent jest odpowiedzialny za jego end-of-life. Albo jakieś systemowe rozwiązanie rodem z Terra X Earth lub The Line - utopijnych wizji miast/społeczeństw przyszłości - weryfikujące czy sortujemy prawidłowo lub samo dekomponujace każdy napotkany produkt, włączając w to analizę składu.


W tym obszarze nie ma miejsca na liberalizm, a przy naszym obecnym stopniu zaawansowania społeczno-technologicznego nie widzę innej drogi niż tylko absolutne uregulowanie tego rynku. Nie obchodzą mnie koszty producentów, wysiłek wymagany przekształceniem systemu gospodarowania odpadami. Segregacja to za mało, za mało, za mało. Większość ludzi nie umie dbać o to co posiada i ma wyuczone przekonanie, że za nic nie jest odpowiedzialna.


No, albo robimy solidny reset i wracamy do true local economy i niejedzenia pomarańczy w zimie.

105 views1 comment
bottom of page