top of page

Różowoburgundowa koronka

Updated: Mar 3

Oryginalnie opublikowane na fb 2.02.2023


..

Ludzie, których na swojej drodze spotykam, utkani są z różowoburgundowej, gęstej koronki. To tylko pozornie niemożliwe.

Mam czasem wrażenie, że niektórzy zostali powołani do życia z jednej i tej samej szpulki kordonka. To też tylko pozornie niemożliwe.


Sploty prezentują:

Lęk przed odrzuceniem, lęk przed zaangażowaniem, lęk przed byciem w pełni sobą.

Projektowanie własnych lęków czy tego, czego sami sobie odmawiają, na innych.

Pewność siebie, pozorna pewność siebie, zagubienie, spokój, komfort świata wewnętrznego, zanurzenie we wspomnieniach, tęsknota, strach, przebodźcowanie, niedobodźcowanie, nuda.


Nie mam pojęcia, czy moja rozdzielczość postrzegania rzeczywistości jest typowa (as in: neurotypowa).

Bacznie obserwuję: spojrzenia lub brak spojrzeń, unikanie, potrzebę bycia zaopiekowanym, niepewność, stres, uziemienie. I wszystko co powyżej - widzę jak na dłoni.


Mam czasem dni, że chciałabym wszystkich przytulić. Ukoić, położyć do snu, zaśpiewać kołysankę, spojrzeć prosto w oczy, obdarować uśmiechem.

Potrzymać za rękę, powiedzieć że będzie dobrze, zrobić razem coś aby było (dobrze).


Wiem też, że ta moja gotowość i chęć również bierze się z chęci kontaktu. Z tego, aby w byciu razem doświadczać tu i teraz. Z instynktownej pewności, że teraźniejszość w relacjach to największy skarb: skoro tu jesteśmy, to bądźmy najprawdziwiej. Rozświetlony punkt w czasie i przestrzeni, w którym świadomość z rzeczywistością zbiega się ku obopólnemu otwarciu oczu najszerzej: że oto postawiłyśmy właśnie znak identyczności między teraz a prawdą.

Czasoprzestrzenny twirl, który sam dla siebie stanowi dowód - poza tu i teraz można łatwo zwątpić w jego istnienie.


“Widzę cię”.


W swoim życiu miałom szczęście spotykania na swojej drodze innych poszukiwaczy prawdy w tu i teraz. Dziś łatwo nie pamiętać, jakim trudem okupione było odkrywanie tej jakości. Jakiego świadomego wysiłku i ilu odrzuceń wymagało skalibrowanie radaru i nadajnika tak, aby to uczucie pełnego, choć często chwilowego, porozumienia i akceptacji i bliskości, przepełniało moje życie — zamiast tylko od czasu do czasu lekko je rozświetlać, pozostawiając za sobą tylni wiatr i tęsknotę za więcej.


Choć to też nie tak, że jestem w pełni tą jakością nasycona i mogę być wolna od tych poruszeń. Moje serce daje mi ostatnio znaki, że pora ruszyć po nowe. Stare się zabliźniło, a Dusza potrzebuje nowego towarzystwa.


Wierzę w karmiczne połączenia, w role do odegrania w konfiguracji istnień. Przyjaźnie, spotkanie twardych charakterów, bycie uczniem czy nauczycielem, i największe przeznaczenie: miłość. Gdy mój oddech mówi “tak” unerwionej tkance oczu, a oczy tajemnym splotem przez tył szyi wysyłają tę rozmarzoną wiadomość sercu, nie umiem przejść obojętnie. Natychmiastowo czuję i z głowy wyrzucić nie potrafię. Rozhamowana natura wiedziona pewnością wielkiej nagrody nie słucha lęku przed odrzuceniem, a intelekt zawyża lub lekceważy statystyki znane z początków socjalizacji. “Widzę że to jest prawdziwe i już tego nie odzobaczę”.


Potrafię się fatalnie zauroczyć. Ciężko znoszę odmowę, moja lekko autystyczna natura nie przyjmuje, że coś co dla niej jest pewnikiem nie może się ziścić. Przypadki najsilniejszego zauroczenia czy zakochania, w literaturze popularnej znane jako "złamane serce", potrafią trwać latami, a moja szarmanckość i szacunek dla decyzji drugiej strony będzie się regularnie ścierać z tym trwałym “no ale przecież”. Nie znalazłom skutecznych metod radzenia sobie. Żałoba musi się wydarzyć. Jako dziecku, przyświecała mi zasada “gdy się wyjebiesz, otrzep się i biegnij dalej” — ostatnio próbuję tego podejścia w życiu, ale działa tylko objawowo, nierzadko szkodząc mnie lub innym. Oczywiście najlepiej byłoby się nie zakochiwać; pamiętam moment w którym Twój mikroodruch dał mi znać że mogę być dla Ciebie ważniejsza niż mi się wydawało. To wywróciło mi system.


Szczególnie niszczą mnie odmowy wynikające z lęków drugiej strony. Przed odrzuceniem, przed zaangażowaniem, przed opuszczeniem, “co powie rodzina” czy inne “tak nie wolno”. Potrafię odróżnić prawdziwe “za chuja mi się nie podobasz” od “i chciałabym i boję się”. Po takim “prędzej bym żabę zjadł” znacznie łatwiej się otrzepać, szczególnie że towarzyszy temu mikroniesmak wstydu. Kiedy jednak “to jest”, a mówią mi, że “tego nie ma”, to ja przeżywam największe rozczarowanie światem. A było ich już kilka.


Tłumaczę sobie wtedy, że moje szczęście najwidoczniej musi przybrać inne ubranie. Że choć wspólna historia nie zostanie napisana, to że może to dla mnie i/lub osoby nauka, albo że może praca, przemiana, proces i tak się dzieje. Tak jak we śnie, czy w chorobowej malignie lub wtedy, gdy gram w 432 herzach miękkimi pałkami na grubej stali steeldruma, a Tobie na półjawie regenerują się komórki. Że może nie rozmawiamy, ale nasze Dusze prowadzą cudowny dialog lub właśnie przytulam Cię, a Ty odpływasz.

25 views0 comments
bottom of page