top of page

Puszka z sosem pomidorowym


Ten post mógłby mieć tytuł "Kiedy wrażliwość nie wyrabia" albo "Moja chemia mózgu" albo "Jak się popsuć w kontrolowany sposób". Thanks for reading!


--

Często jest mi ciężko ostatnio. Czuję się zmęczone własną emocjonalnością. Jak to określiło Mae Martin w netflixowym standupie SAP, czuję się jak "puszka z sosem pomidorowym; ten sos jest po brzegi i ledwo się w niej mieści". Wyobraźmy sobie sos napierający na ścianki zamkniętej puszki.


Emocje są tu wspomnianym sosem.



Odkąd odkryłam, że zachowania ekstrawertyczno-adhdowe były moim narzędziem radzenia sobie ze stresem w sytuacjach społecznych czy dyskomfortem przeżywania trudnych stanów, a czasem także sposobem na taking control over the room (rola wodzireja lub króla imprezy w których nie musisz się odsłaniać) - zachowania te naturalnie zniknęły.


To zaczęło się jakoś na przełomie grudnia i stycznia i trwa do dziś. Dopiero od tygodnia czy dwóch zaczynam je stopniowo, ze świadomością ich funkcji - oraz szkodliwości dla mnie - rozważnie wprowadzać do swojej diety behawioralno-chemicznej. Wchodzenie w ten modus operandi kończy się dla mnie w najlżejszym wypadku byciem rozmownym w towarzystwie, oraz obgryzionymi paznokciami. W najcięższym - byciem królem imprezy i absolutnym wyczerpaniem energii kreatywnej i chęci socjalizacji na kilka dni, oraz często ogólnym niezrozumieniem "co się ze mną dzieje".


Także rozumiecie, może i są profity dzięki którym tak wiele osób lubiło ze mną imprezować 😜, ale jest też w pytę wad, i dlatego zaczęłam tego świadomie unikać.


Od stycznia zrezygnowałam z trybu reakcji ekstrawertyczno-adhdowych (nazwijmy go "speed") na rzecz obserwacji i trwania w uważnej autystyczności (nazwijmy go trybem "mellow"). Jeszcze nie rozpracowałam czy stan "speed" karmi się adhd, ekstrawersją czy po prostu temperamentem (wątpię) bo, jak rzekłam, unikam tego stanu od kilku miesięcy.

Sprowadza się to do poszukiwania homeostazy w sytuacjach społecznych. Przyglądam się sobie, jak w moim przypadku przejawia się wspomniane już niejednokrotnie spektrum autyzmu, jakie jest to "moje" ASD.


Uważność w trybie mellow to mocno mindfulnessowy stan, w którym daję się prowadzić moim potrzebom. Jeśli nie czuję się wystarczająco komfortowo w otoczeniu - nie wychodzę do niego "z Małgosi"; jeśli czuję się komfortowo, lecz nie mam potrzeby to take control over the room - pozwalam sobie na autystyczne odpływanko do krainy szumów, stimów i odczuć w ciele. Nie wywołuję na sobie presji, nie sięgam po to co interpretuję jako maskowanie.


Jestem względnie mocno przeterapeutyzowane, mam więc jakąś praktykę i narzędzia do analizy tego jak bodźce z otoczenia czy moje własne odczucia (rzadziej myśli) na mnie wpływają. Sumaryczne 6 lat terapii w różnych paradygmatach miało jednak miejsce przed rozpoznaniem przeze mnie wspomnianej spektrumowości, więc teraz to dla mnie terra incognita. Staram się wypracować własne narzędzia w tym względzie, choć zaczynam odczuwać że gdy pojawiają się inne zawirowania to wyzwanie jest na skraju moich capabilities (jak coś to pójdę do specjalisty, a póki co jeszcze próbuję samo).


Anyway, bycie taką ciągle procesującą stream wrażeń ze świata gąbką jest cholernie męczące. Ciągła świadomość uczuć i stanów. Przy mojej samoświadomość i skłonności do analizy mam coraz częściej tego dosyć ;) ^^


Z tego powodu zaczęłam włączać z powrotem tryb "speed", bo on odciąga moją uwagę od tej uważności - surprise, wytchnienie! - oraz karmi hormonami, do których w trybie "mellow" zupełnie nie mam dostępu.

Hormony te są przydatne, kiedy tryb mellow staje się synonimem (może i zdrowej, ale jednak) nudy, i niezaspokojonych potrzeb.


OT (off top): Zaryzykowałabym stwierdzenie, że w trybie mellow produkuję więcej serotoniny, mam wzmożoną potrzebę oksytocyny oraz względnie dużą łatwość w relaksowaniu nerwu błędnego, zaś tryb speed daje mi zastrzyk dopaminy i instant zadowolenie. Przy czym tak se tylko hipotetyzuję niewiele wiedząc; chętnie o tym pogadam w komentarzach :P


Wracając dlaczego mi ciężko XD

Chodzi o to, że zdrowo dla mnie byłoby trwać w trybie mellow. Ten tryb jest stabilny, mam stałe zrozumienie mojego samopoczucia, oraz nie odbija się mechanizmami odreagowywaniowymi typu obgryzanie paznokcie i inne. Tryb speed mnie przebodźcowuje, ale też karmi - nie samą serotonina przecież człowiek żyje.


Co ciekawe, serotoninowe flow w trybie mellow uruchamia u mnie głębię odczuwania, a w połączeniu z deficytem dopaminy i potrzebą oksytocyny przekłada się to na dużą potrzebę bliskości uruchamiając wiele tęsknot i pragnień. Serotonina wspomaga też procesy pamięciowe, więc to jest niezłe wiosenne combo - trudno jest mi to, co tęsknotę triggeruje, wyrzucać z pamięci ^^


Long story short, bo mogłobym długo na ten temat, potrzebuję w mądry sposób przywrócić tryb speed BO NIE MOGĘ Z TYM LOVE JUNKIE JUŻ :P, ale tak aby zminimalizować jego negatywne skutki. Myślę - rękawiczki na imprezach i spotkaniach towarzyskich...? :D

Myślę - dopamina w regulowanych okolicznościach, na własnych zasadach...? Będę eksperymentować z ekspozycją na ludzi, różnymi aktywnościami i czasem ich trwania.


Ideas?

Udanej wiosenki Kochani!

77 views0 comments
bottom of page